Dziś przedstawiamy Wam kolejnego Mężczyznę Waleczne Serce.
Jose Sanchez del Rio to młody, bo zaledwie 14-letni mężczyzna o walecznym sercu, który oddał życie za swoją wiarę. Urodził się w Meksyku, a jego dzieciństwo przypadło na najcięższy okres prześladowań chrześcijan w tym kraju.
Bezustanne nękanie wyznawców Chrystusa doprowadziło w 1926 r. do powstania, w którym wziął udział również Jose Sanchez del Rio mimo swojego młodego wieku, „Mamo nigdy nie będzie mi tak łatwo wejść do nieba jak teraz” – powiedział swojej matce, która próbowała go zatrzymać. Udało mu się również przekonać generała Mendoze, który stał na czele powstańców w walce o wiarę. 25 stycznia 1928 roku w czasie walk z siłami antyklerykalnego rządu w miejscowości Sahuayo padł koń generała Mendozy, co uniemożliwiło mu ucieczkę. Jose natychmiast zaoferował swojemu dowódcy własnego wierzchowca. Mendoza nie chciał przyjąć podarunku, wiedząc że chłopak nie będzie miał jak uciec i wpadnie w ręce żołdaków. Chłopak nalegał jednak mocno: „Mój generale, oto mój koń: niech się Pan ratuje, a mną proszę się nie przejmować. Mnie może zabraknąć, ale Pana nie!”. Ostatecznie wymógł na generale ucieczkę, a sam oddał się w ręce oprawców. Aresztowano go w zakrystii kościoła. Jose podczas swej niewoli codziennie przyjmował Komunię Świętą z rąk wuja – księdza Ignacio Sancheza. Odmawiał także Różaniec i starał się nawrócić swych prześladowców. Żołnierze prezydenta Callesa, który rozpoczął tę krwawą batalię przeciwko katolikom w Meksyku, za wszelką cenę pragnęli przeciągnąć młodego Jose na swoją stronę, lecz ten nie dawał za wygraną. 10 lutego 1928 r. antyklerykałowie skazali 14-letniego Jose Sanchez na śmierć.
Pamiętajcie, jeszcze tylko 5 dni do XIV Marszu dla Życia w Szczecinie!
Jose Sanchez del Rio to młody, bo zaledwie 14-letni mężczyzna o walecznym sercu, który oddał życie za swoją wiarę. Urodził się w Meksyku, a jego dzieciństwo przypadło na najcięższy okres prześladowań chrześcijan w tym kraju.
Bezustanne nękanie wyznawców Chrystusa doprowadziło w 1926 r. do powstania, w którym wziął udział również Jose Sanchez del Rio mimo swojego młodego wieku, „Mamo nigdy nie będzie mi tak łatwo wejść do nieba jak teraz” – powiedział swojej matce, która próbowała go zatrzymać. Udało mu się również przekonać generała Mendoze, który stał na czele powstańców w walce o wiarę. 25 stycznia 1928 roku w czasie walk z siłami antyklerykalnego rządu w miejscowości Sahuayo padł koń generała Mendozy, co uniemożliwiło mu ucieczkę. Jose natychmiast zaoferował swojemu dowódcy własnego wierzchowca. Mendoza nie chciał przyjąć podarunku, wiedząc że chłopak nie będzie miał jak uciec i wpadnie w ręce żołdaków. Chłopak nalegał jednak mocno: „Mój generale, oto mój koń: niech się Pan ratuje, a mną proszę się nie przejmować. Mnie może zabraknąć, ale Pana nie!”. Ostatecznie wymógł na generale ucieczkę, a sam oddał się w ręce oprawców. Aresztowano go w zakrystii kościoła. Jose podczas swej niewoli codziennie przyjmował Komunię Świętą z rąk wuja – księdza Ignacio Sancheza. Odmawiał także Różaniec i starał się nawrócić swych prześladowców. Żołnierze prezydenta Callesa, który rozpoczął tę krwawą batalię przeciwko katolikom w Meksyku, za wszelką cenę pragnęli przeciągnąć młodego Jose na swoją stronę, lecz ten nie dawał za wygraną. 10 lutego 1928 r. antyklerykałowie skazali 14-letniego Jose Sanchez na śmierć.
Pamiętajcie, jeszcze tylko 5 dni do XIV Marszu dla Życia w Szczecinie!